czwartek, 14 lipca 2011

Khajuraho

Dzisiaj jak tylko temperatura spadla do akceptowalnej ( ok. 40 stopni ) wyruszylismy rowerami na poszukiwania swiatyn kamasutry. Po drodze trafilismy na miejscowy targ.  Jutro wyjezdzamy do Jaipuru z nadzieja na spotkanie chociaz jednego malego slonia. W Kajuraho jest chyba najcieplej ze wszystkich miejsc w ktorych bylismy. Codziennie pada od tygodnia, ale tylko raz dziennie wiec nie utrudnia to podrozowania. Po deszczu wcale nie robi sie wcale przyjemniej, wszystko paruje i robi sie naprawde nieprzyjemnie.

środa, 13 lipca 2011

CDN


Kobra na jednej z bocznych uliczek Waranasi....



 Swiatynia buddystyczna w Bodhgaya. :)


Pomnik Buddy w nowo powstajacej swiatyni gdzie dostalismy darmowy posilek. :)

niedziela, 10 lipca 2011

obiad u buddy i taj mahal

Z Varanasi udalismy sie do Bodhgaji. Zamieszkalismy w srodku indyjskiej wioski w hotelu z myszkami i cala masa jaszczurek. W Bodhgaji zjedlismy najlepszy obiad z calej dotychczasowej wyprawy. W poszukiwaniu restauracji trafilismy na buddyjski kompleks ( "rekolekcyjny") gdzie przemia kobieta zapytala czy jestesmy glodni. Podala nam cala mase tajskiego jedzenia ( generalnie wszystko co w wodzie plywa - gabki, glony, osmiornice itp. i przepyszny imbirowy kurczak) i to wszystko calkowicie za darmo. Po medytacjach pod drzewem udalismy sie do Agry. Dzisiaj zwiedzilismy Taj Mahal, nie bez problemow, bo przy samym wejsciu dopad nas monsunowy deszcz. W srodk okazalo sie, ze dla Indusow wieksza atrakcja od Taj Mahalu jestesmy my. Caly czas ktos chcial sobie z nami zrobic zdjecie, albo gdy  zaczynalismy pozowac rozpoczynala sie chwila dla fotoreporterow. Jutro znowu 10h pociagiem do Khajuraho.




sobota, 2 lipca 2011

Uwiezieni w Kaszmirze..........

Zaczynamy drugi etap naszej wyprawy. Zaraz po dotarciu do Delhi ucieklismy od upalu w gory. Bardzo przekonujacy i mily pan z informacji turystycznej przekonal nas do wspanielego odpoczynku w Himalajach, nie wspominajc o tym ze to bedzie w Kaszmirze!!! (Zaznaczmy ze przed wyprawa mowilismy ze na bank nie jedziemy do kaszmiru bo tam jest zbyt niebezpiecznie....:]) No ale coz trzeba bylo juz tam dotrzec... przez Himalaje..... czyli nad wielkimi (Ola dodaje: strasznymi, przerazajacymi) przepasciami bez barierek. Udalo sie trzoszke uwiecznic na aparacie ;) (Bylo swietnie!!! - Kacper, Bylo okropnie - Ola). Kierowcy jezdza tu jak szaleni i wyprzedzaja sie nad najwiekszymi przepasciami z maksymalna predkoscia. Po drodze mijalismy kilka samochodow rozbitych w dole...


Przezylismy i dotarlismy i bylo calkiem uroczo i duzo chlodniej. Natomiast jedzenie to byla jedna wielka ciapaja jak studenckie danie z ryzem. (Ale dobre - Kacper). AJ - wlasciciel lodki, w ktorej mieszkalismy pierwszego wieczoru raczyl nam powiedziec ze on jest bardzie jak Al Kaida niz jak Indie..... :) Kaszmir.
Oczywiscie planow nie udalo sie wykonac. Po 'pewnych' zawirowaniach dotarlismy do Delhi. Prawdziwego Delhi z tanimi sklepami i hotelami ( z dodatkowymi wspollokatorami w postaci robaczkow, ale przynajmniej duuuuzo taniej niz pierwszej nocy).

Mielismy juz bilety do Varanasi, wiec kierunek Varanasi! Pierwszy kontakt z kolejami indyjskimi i..... 8 godzin opoznienia, wiec spalismy na dworcu w Delhi  :) 
Az w koncu po 16 godzinach mozemy przesylac pozdrowienia znad Gangesu w Varanasi!!!

Woda wszedzie inna cena
Przy India Gate  -120 Rs
Srinagar - 20 z lodowki ;) , 15 ciepla
Za biala twarz oczywiscie cana rosnie.... ;)
ceny wszystkich spozywczych rzeczy wydrukowane sa na opakowaniu wiec nie placilismy wiecej niz 15Rs