czwartek, 27 października 2011

Bez marzeń nie da się żyć!!!

No właśnie!!!!!! Tak jak w temacie.. bez marzeń nie da się żyć dlatego Krowa i Kundel nie próżnują.... i marzą. I może wymarzą jakąś kolejną podróż. Indie....????? Czemu nie!!! Chociaż brzmi to dziwnie po tym jak wysiadając z samolotu w Warszawie pod koniec lipca Krowa definitywnie odmówiła powrotu.....:P Jednak to 'coś' niesamowite, egzotyczne 'coś', które wszczepiło się w nas nie daje spokoju. Przede wszystkim Kundlowi, który chyba już nigdy nie wysiedzi na miejscu..... To by potwierdzało jego ostatnie częste przemieszczanie się po Polsce...;)
Dlatego może jednak w możliwie szybkim czasie powrócimy w indyjski klimat....??? Czemu nie!!! Przecież całe południe czeka. No a północ też nie poznana całkowicie...:)
Tak więc czas się przyznać, że wpisujemy się do tych, których Indie zaczarowały.....:) Mimo wszystko...:D
Oczywiście żeby powtórzyć to zwariowane przedsięwzięcie trzeba by mieć ponownie ślub.....:):) No a nie jest tak łatwo.....:P
Jednak nie zapominajmy, że przecież to Indie... i długo zbierać nie trzeba...;) Dlatego myślimy, myślimy...:)
A tymczasem możemy służyć pomocnymi uwagami, propozycjami i pomocą tym którzy chcą  usłyszeć jakieś świeże ceny czy informacje o indyjskim świecie. :)

sobota, 13 sierpnia 2011

Jesteśmy w domu...:)


Już dawno wróciliśmy do domu, ale ciężko było nam się zebrać żeby coś napisać.
W Kajuraho przeżyliśmy zatrucie pokarmowe najprawdopodobniej po nadmiernej ilości Lassi  w Agrze.  Tego dnia kiedy oboje ledwo żyliśmy mama wysłała smsa z pytaniem jak się czujemy bo się martwi. Oczywiście odpisaliśmy, że wszystko ok, a sprawa przedstawiała się tak jak na zdjęciu:

Jak tylko wyzdrowieliśmy i zwiedziliśmy świątynie udaliśmy się do Jaipuru. Dotarliśmy tam tradycyjnie w środku nocy więc ciężko było targować się z rikszarzem a potem z właścicielem hotelu. W hotelu łóżko było tak twarde jakbyśmy spali na betonie. Chcąc wreszcie zobaczyć słonia pojechaliśmy lokalnym busem do Amber ( dotarcie tam kosztowało nas 10 rs od osoby, rikszarz zaproponował nam dojazd za 150 rs od osoby więc jest róznica).



Ostatnie dni spedziliśmy w Delhi na zakupach. O wszystko oczywiście trzeba się ostro targować, ale ceny są bardzo niskie. W Polsce wszystkie te rzeczy są przynajmniej 10 razy droższe.



Roztrzęsionym samolotem dotarliśmy następnie do Moskwy a potem do Polski gdzie powitał nas deszcz i 14 stopni.  

czwartek, 14 lipca 2011

Khajuraho

Dzisiaj jak tylko temperatura spadla do akceptowalnej ( ok. 40 stopni ) wyruszylismy rowerami na poszukiwania swiatyn kamasutry. Po drodze trafilismy na miejscowy targ.  Jutro wyjezdzamy do Jaipuru z nadzieja na spotkanie chociaz jednego malego slonia. W Kajuraho jest chyba najcieplej ze wszystkich miejsc w ktorych bylismy. Codziennie pada od tygodnia, ale tylko raz dziennie wiec nie utrudnia to podrozowania. Po deszczu wcale nie robi sie wcale przyjemniej, wszystko paruje i robi sie naprawde nieprzyjemnie.

środa, 13 lipca 2011

CDN


Kobra na jednej z bocznych uliczek Waranasi....



 Swiatynia buddystyczna w Bodhgaya. :)


Pomnik Buddy w nowo powstajacej swiatyni gdzie dostalismy darmowy posilek. :)

niedziela, 10 lipca 2011

obiad u buddy i taj mahal

Z Varanasi udalismy sie do Bodhgaji. Zamieszkalismy w srodku indyjskiej wioski w hotelu z myszkami i cala masa jaszczurek. W Bodhgaji zjedlismy najlepszy obiad z calej dotychczasowej wyprawy. W poszukiwaniu restauracji trafilismy na buddyjski kompleks ( "rekolekcyjny") gdzie przemia kobieta zapytala czy jestesmy glodni. Podala nam cala mase tajskiego jedzenia ( generalnie wszystko co w wodzie plywa - gabki, glony, osmiornice itp. i przepyszny imbirowy kurczak) i to wszystko calkowicie za darmo. Po medytacjach pod drzewem udalismy sie do Agry. Dzisiaj zwiedzilismy Taj Mahal, nie bez problemow, bo przy samym wejsciu dopad nas monsunowy deszcz. W srodk okazalo sie, ze dla Indusow wieksza atrakcja od Taj Mahalu jestesmy my. Caly czas ktos chcial sobie z nami zrobic zdjecie, albo gdy  zaczynalismy pozowac rozpoczynala sie chwila dla fotoreporterow. Jutro znowu 10h pociagiem do Khajuraho.




sobota, 2 lipca 2011

Uwiezieni w Kaszmirze..........

Zaczynamy drugi etap naszej wyprawy. Zaraz po dotarciu do Delhi ucieklismy od upalu w gory. Bardzo przekonujacy i mily pan z informacji turystycznej przekonal nas do wspanielego odpoczynku w Himalajach, nie wspominajc o tym ze to bedzie w Kaszmirze!!! (Zaznaczmy ze przed wyprawa mowilismy ze na bank nie jedziemy do kaszmiru bo tam jest zbyt niebezpiecznie....:]) No ale coz trzeba bylo juz tam dotrzec... przez Himalaje..... czyli nad wielkimi (Ola dodaje: strasznymi, przerazajacymi) przepasciami bez barierek. Udalo sie trzoszke uwiecznic na aparacie ;) (Bylo swietnie!!! - Kacper, Bylo okropnie - Ola). Kierowcy jezdza tu jak szaleni i wyprzedzaja sie nad najwiekszymi przepasciami z maksymalna predkoscia. Po drodze mijalismy kilka samochodow rozbitych w dole...


Przezylismy i dotarlismy i bylo calkiem uroczo i duzo chlodniej. Natomiast jedzenie to byla jedna wielka ciapaja jak studenckie danie z ryzem. (Ale dobre - Kacper). AJ - wlasciciel lodki, w ktorej mieszkalismy pierwszego wieczoru raczyl nam powiedziec ze on jest bardzie jak Al Kaida niz jak Indie..... :) Kaszmir.
Oczywiscie planow nie udalo sie wykonac. Po 'pewnych' zawirowaniach dotarlismy do Delhi. Prawdziwego Delhi z tanimi sklepami i hotelami ( z dodatkowymi wspollokatorami w postaci robaczkow, ale przynajmniej duuuuzo taniej niz pierwszej nocy).

Mielismy juz bilety do Varanasi, wiec kierunek Varanasi! Pierwszy kontakt z kolejami indyjskimi i..... 8 godzin opoznienia, wiec spalismy na dworcu w Delhi  :) 
Az w koncu po 16 godzinach mozemy przesylac pozdrowienia znad Gangesu w Varanasi!!!

Woda wszedzie inna cena
Przy India Gate  -120 Rs
Srinagar - 20 z lodowki ;) , 15 ciepla
Za biala twarz oczywiscie cana rosnie.... ;)
ceny wszystkich spozywczych rzeczy wydrukowane sa na opakowaniu wiec nie placilismy wiecej niz 15Rs






sobota, 25 czerwca 2011

Himalaje c.d.

Jestesmy nadal w Himalajach. Zostaly nam tu jeszcze dwie noce i ruszamy do Zlotej Swiatyni w Amritsarze. Mamy nadzieje ze wydostaniemy sie bez zbednej opiekunczosci tubylcow... :) Co prawda fajnie jest jak kazdy sie toba opiekuje ale nigdy nie wiadomo co jest w cenie a za co trzeba dodatkowo dac napiwek ;)
Jedzenie tutaj wybieramy na zasadzie wyliczanki, wiemy jedynie czy wybralismy miesny czy wegetarianski. Jedzenie oczywiscie jest przepyszne.